Zamieszczona historia jest autentyczna – tekst jest tłumaczeniem artykułu z amerykańskiego czasopisma Paranormal Magazine.
Zdarzenie to, o którym opowiadała mi matka mojej narzeczonej, dotyczyło jej babki, gdy była jeszcze maleńkim dzieckiem. Miało to miejsce w Johnstown w Pensylwanii w 1929 roku. Niemowlę miało bardzo wysoką gorączkę, której żadną miarą nie można było obniżyć. Pewnego wieczoru rodzina usłyszała pukanie do drzwi, na progu stał mężczyzna. Powiedział, że ktoś w rodzinie z zazdrości przeklął dziecko. Mężczyzna dodał, że może obniżyć gorączkę i zdjąć zaklęcie. Ale jeśli to uczyni, osoba, która je rzuciła, umrze. Rodzina nie uwierzyła w tę historię, nikt nie podejrzewał też, kto mógłby parać się czarami, nie znali żadnej wiedźmy. Byli jednak zdesperowani, pozwolili więc mężczyźnie wejść i działać. Mężczyzna przez całą noc modlił się nad dziewczynką, wydawało się, że momentami wpadał w jakiś trans.
Następnego ranka niemowlę wyzdrowiało, zaklęcie zostało złamane. Rodzina nie posiadała się z radości, dziękowała mężczyźnie. Ten na odchodne rzucił słowa mrożące krew w żyłach: “Teraz kto inny w waszej rodzinie stracił życie.” Rodzina nie znała tego mężczyzny, nigdy więcej go nie widzieli. Byli jednak tak rozradowani tym, że niemowlę wyzdrowiało, że ciotka dziewczynki obeszła resztę rodziny, by podzielić się tą radosną wiadomością. Gdy weszła do domu rodzinnego, stwierdziła z przerażeniem, że przyrodnia siostra (ocalonego niemowlęcia) powiesiła się na żyrandolu. Dziewczyna była jedyną osobą z rodziny, która wtedy zmarła, krewni doszli więc do wniosku, że to właśnie ona była wiedźmą, która rzuciła zaklęcie na niemowlę.
Warto zauważyć, że krążyły pogłoski, jakoby siostra przyrodnia uratowanej dziewczynki była o nią niezwykle zazdrosna. Przez lata była przyzwyczajona do tego, że traktowano ją jak jedynaczkę, gdyż jej starsze rodzeństwo dorosło i usamodzielniło się. I oto pojawiło się kolejne dziecko, dziewczyna zaczęła zamykać się w swoim pokoju, przestała całkowicie dbać o siebie i swój wygląd. Matka dziewczyny wyznała nawet, że podejrzewała swoje dziecko o praktykowanie czarnej magii. Zaczęła snuć domysły co do roli swojej starszej córki, ale nie chcąc nikogo straszyć, zachowywała to wszystko dla siebie.
Z tego, co wiedzieli krewni uratowanego niemowlęcia, mężczyzna, który im pomógł łamiąc zaklęcie, nie był księdzem czy typem duchownego lub osobą związaną z kościołem. Nigdy więcej już go nie spotkali.