Stygmaty są zjawiskiem spotykanym wśród wiernych Kościoła katolickiego, choć zdarza się to raczej rzadko. Są to swojego rodzaju znaki na ciele (a często krwawiące rany) na rękach, stopach i w boku. Są rozmieszczone dokładnie tak samo, jak obrażenia na ciele ukrzyżowanego Chrystusa.
Otrzymanie stygmatów występowało u różnych świętych i błogosławionych na różnych etapach ich życia. Jednak często miało dosyć podobny scenariusz: głos wewnętrzny pytał, czy zgadzają się przyjąć stygmaty. Po tym, jak dane osoby potwierdziły (czasem z dużymi oporami, czasem najpierw odmawiały lub po prostu się wahały), z krzyża wypływały promienie światła, które przenikały ręce, stopy oraz bok przyszłego stygmatyka, pozostawiając coś na kształt rany kutej czy ciętej. Otrzymany stygmat nierzadko krwawił, zwłaszcza w trakcie Triduum Paschalnego, czyli od wieczora Wielkiego Czwartku do wczesnych godzin rannych Niedzieli Wielkanocnej.
Bywało i tak, że stygmaty otwierały się i krwawiły w każdy piątek (na pamiątkę Męki Pańskiej). Istniała jeszcze jedna możliwość – stygmaty mogły być mało widoczne i nie otwierać się, nie krwawić, ale bywały źródłem stałego, utrudniającego życie, uporczywego bólu. Takie cierpienie stygmatycy znosili cicho i cierpliwie, ofiarowując je za osoby oddalone wiary, by chciały zmienić swoje życie. Stygmatykami byli święty Franciszek, błogosławiony ojciec Pio czy św. Rita – specjalistka od spraw beznadziejnych.
Ze względu na charakter zjawiska bardzo trudno określić jest, czy powyższe osoby nie zadawały sobie tych obrażeń samemu w celu osiągnięcia religijnej “świętości”. Znane są bowiem osoby, które potrafiły się same poranić, by uzyskać efekt choćby podobny do stygmatów, dla sławy we współczesnym rozumieniu tego słowa. Bywały także przypadki, kiedy stygmaty pojawiały się rzeczywiście, jednak nie miały charakteru nadprzyrodzonego. Były wynikiem zaburzeń na tle psychicznym. Fałszywe stygmaty dosyć często pojawiały się w średniowieczu, ze względu na uwarunkowania epoki i mentalność ówczesnych ludzi.
Jak już było wspomniane stygmaty buzą ciekawość, nawet sensację, dlatego obecnie każdy przypadek jest wnikliwie badany przez duchowych i psychiatrów, zanim uzna się go za autentyczny.