Relację, którą zamieszczamy poniżej otrzymaliśmy od naszego czytelnika – Pana Ryszarda: Zdarzenie nastąpiło w dniu wrześniowym w 1998 roku. Dzień był pochmurny, ale bez mgły. Leżałem na wersalce twarzą zwróconą do okna. Myślałem. Moje myśli pobiegły w stronę Braci Kosmitów – pomyślałem – Bracia Kosmici nawiążcie ze mną kontakt. Mieszkanie jest na pierwszym piętrze tak, że leżąc widziałem w perspektywie drzewa, domy. W pewnym momencie zauważyłem za oknem dziwną mgłę, lecz przez nią dalej dostrzegałem drzewa i domy. Początkowo myślałem, że to od sąsiadów z kuchni, lecz od razu uświadomiłem sobie, że po tej stronie nie ma kuchni. Jednocześnie mgła za oknem zaczęła gęstnieć, skupiać się na powierzchni okna i przybierać nieokreślony kształt. Doskonale widziałem każdą jej cząstkę. Cząstki zaczęły się poruszać każda w inną stronę, nabierały olbrzymiej prędkości nie zderzając się z sobą i nie przekraczając obramować całej tej mgły.
W pewnym momencie mgła znalazła się w mieszkaniu między oknem a firanką. Okno cały czas było zamknięte. Mgła zaczęła skupiać się i przybierać jakiś nieokreślony kształt. Cząstki tej mgły nadal wirowały. Mgła dalej się skupiała, w pewnym momencie zobaczyłem niewyraźny kształt prostopadłościanu. Z niesamowitą szybkością ten niewyraźny kształt przeniknął przez firankę i przesunął się na lewo, na ścianę, gdzie się na nowo formułował. Ruch cząsteczek wewnątrz tego prostopadłościanu ustał. Była to teraz gęsta półprzezroczysta materia lekko matowa, przez którą było widać ścianę, potem ten prostopadłościan obniżył się ku podłodze i zatrzymał się na wysokości 50 cm. Zaczął od góry do dołu bardzo powoli falować i zbliżać się w moją stronę, ciągle zmieniał swoją strukturę. W połowie drogi między mną a oknem całkowicie się uformował. Cały czas bardzo powoli posuwał się w moją stronę. Teraz to był prostopadłościan wysokości 150 cm. Kolor jego trudno było określić, jakby jasno – srebrzysty, trochę błękitu, matowy (z bardzo lekkim błyskiem). Cały podzielony był na prostokąty, które były istota tego materiału (to nie były linie wyryte). Pierwszy prostokąt miał na całej swojej powierzchni „kuleczki” – które były istotą tego materiału, drugi był gładki i dalej tak na przemian, ostatni przy podłodze miał „kuleczki”. Prostopadłościan cały czas powoli zbliżał się w moją stronę. Stanął w odległości około 20 cm od moich nóg, stał tak parę chwil, aż znów pomyślałem o Braciach z Kosmosu, oraz że przysłali mi jakieś urządzenie na kontakt ze mną. W tym momencie, gdy to pomyślałem w pierwszym prostokącie gładkim od góry natychmiast zrobił się czarny otwór o średnicy 1,5 cm. Spojrzałem w ten otwór i zobaczyłem absolutną czerń (trwało to jakiś czas). W pewnym momencie prostopadłościan zaczął się bardzo powoli oddalać (czarny otwór cały czas był). W trakcie oddalania się prostopadłościanu nastąpił odwrotny proces jak na początku. Stawał się z każdą chwilą coraz bardziej mgłą, która „przeszła” przez okno i zniknęła tak samo jak się pojawiła. Nigdy więcej nie spotkało mnie już nic podobnego ale to zdarzenie na pewno będę pamiętał do końca życia.