Zdarzenie to miało miejsce w styczniu bieżącego roku (pod koniec miesiąca). Pani J.S. jechała pociągiem relacji Łódź Fabryczna – Gliwice. Przyzwyczajona do dawnych tłoków w pociągach zjawiła się z przeszło godzinnym wyprzedzeniem do odjazdu pociągu (oczywiście cel – zając dobre miejsce) Jak to u kobiet bywa, było tych reklamówek, paczuszek dość sporo. Trudno było tak; bagaż samemu wstawić do wagonu, więc zaczęła ładowanie po jednej sztuce. Potem sama wsiadła. Pierwszy przedział wydał się wspaniały, a do wyjścia blisko i gdy będzie z bagażem wysiadać). Ale – po jakimś czasie zaczęto grzać i okazało się, że w tym przedziale nie robi się ciepło. Więc trzeba się przesiąść. Przenosiła znów wszystkie manatki do następnego przedziału (z kolei trzeciego, gdyż drugi był zarezerwowany dla matki z dzieckiem).
Zadowolona rozsiadła się i wzięła do czytania gazet, które wydobywała z siatek postawionych obok na siedzeniu (a była to pierwsza klasa, więc miejsca było dość). Zapomniała, że jako pierwszy pakunek ustawiła teczkę z całą dokumentacją związaną z odbywającą podróżą, i co się zdarzyło. Jeszcze nie było dość ciepło, więc siedząc w płaszczu, skulona, usłyszała dziwne pukanie, wprost jakby ktoś bił z całej siły w miękkie siedzenie fotela. Była zdziwiona, gdyż jeszcze nikt nie wsiadał do wagonu, a jednocześnie Intuicja nawet można rzec, kazała jej iść do tego obok przedziału i zajrzeć, co to za odgłos, ale się nie chciało, bo była skulona i wygodnie się usadowiła. Więc po około 40 sekundach stukanie powtórzyło się (3-4 razy mocne uderzenia głuche w miękkie siedzenie fotela) i znów włączyła się Intuicja, która wprost nakazała iść i zajrzeć, co to za stuki. Ale gdzie tam, nie chciało się. Pociąg ruszył i dopiero przy wysiadaniu w Częstochowie stwierdziła, że nie ma teczki, która stała pierwsza na siedzeniu a przy niej dwie potężnie wyładowane reklamówki i koło siedzenia walizeczka z kółkami. Jak zwykle znów włączyła się intuicja, która nakazywała aby już przy zbliżeniu się do miasta zacząć się szykować do wyjścia z przedziału, ale nie, po co? Zdążę, myśli p. J.S. i to było potem w skutkach bardzo przykrym faktem. Nie było czasu na spojrzenie czy teczka nie wpadła za siedzenie, trzeba było szybko wysiadać, ani też konduktor nie pomógł w spojrzeniu czy w tym lub poprzednim przedziale nie została, na prośby pozostał nieczuły i rzekł – proszę zadzwonić do Gliwic jak dojedziemy, może, ktoś odda. Niestety – do tej pory teczki nikt nie zwrócił. Być może, że jeszcze jeździ jako „pasażer na gapę” tym wagonem, bo komu przyjdzie do głowy myśl zajrzeć tam. Po fakcie zrozumiała, że intuicja kazała wprost zainteresować się sygnałem, być może z poza naszego wymiaru, od Opiekuna, którego każdy z nas ma, który czuwa, ale takich sygnałów lekceważyć nie należy a my niestety czasem właśnie je lekceważymy, a potem sami sobie jesteśmy winni. Tym bardziej, że kiedyś taki sygnał po śmierci bardzo bliskiej osoby odebrała i wtedy nie zlekceważyła, a to był identyczny. Należy podkreślić, że słysząc je miała skojarzenie z tamtym znakiem, ale mimo to – nie zareagowała – bo – się nie chciało podnieść z siedzenia.
Dlaczego o tym piszemy? Może czasem takie sygnały czy intuicja może komuś uratować życie – więc nie lekceważmy intuicji czy różnych dziwnych znaków…